28 lipca 2015

Proch

Tytuł: Kości [Proch]
Postacie: Saruhiko Fushimi / Misaki Yatagarasu
Anime: [K] Project  Status: zakończone
Typ: partówka [2/2] Gatunek: slash / songfic / fantasy / BDSM
Ostrzeżenia: scena seksu / BDSM  Ilość słów: 4391
A/N: Pisanie sprawia mi coraz więcej trudności. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie dać sobie spokoju z tym blogiem i zwyczajnie go zostawić. Z góry przepraszam wszystkich, który we mnie wierzyli, jak i tych, którzy nadal we mnie wierzą. Smutno mi, ponieważ chcę pisać, ale nie wiem jak. Doskonale widać to w tym opowiadaniu. Oczywiście jak zwykle pod koniec podekscytowałam się jak blisko zakończenia jestem i spieprzyłam. Przepraszam Was za to.

Od ostatnich wydarzeń minęło parę miesięcy. Saruhiko z całych sił starał się wyrzucić ze swoich myśli podejrzanego chłopaka, jednak nie było to takie łatwe, jak na początku przypuszczał. Przywidzenia, których wcześniej doświadczał, nie zniknęły – nadal wszędzie dostrzegał ogniste włosy rudzielca, a jego imię wyłapywał z gazet i ulicznych reklam, nie do końca świadomy tego, że w istocie było na nich napisane coś zupełnie innego.
No no, nieźle Saru. Jeszcze trochę, a pomyślę, że się najzwyczajniej w świecie zabujałeś.
Oczywiście zainteresowanie policjanta wzrosło co najmniej dwukrotnie, ale tym razem do tego uczucia dołączyło jeszcze jedno – złość. Mężczyzna był zły na Yatagarasu za to, że nie raczył mu niczego wyjaśnić. I jeszcze ta głupia gadka o deskorolce! Tajemniczy chłopak zachowywał się jak zwyczajny dzieciak, a mimo wszystko, Fushimi w takich gówniarzach nie gustował. Jednak było w nim coś takiego, co nie pozwalało policjantowi skupić się na codziennych obowiązkach i bezczelnie odganiało jego myśli do ich ostatniego spotkania. Kiedy tylko Saruhiko usłyszał to schematyczne pytanie o głupią deskę na kółkach, zwyczajnie odwrócił się na pięcie i odszedł, nie zwracając uwagi na płaczliwe nawoływania Yaty. „Nie, proszę pana! Proszę mnie nie zostawiać! On… on mnie znowu ukarze, jeśli wrócę do baru o tej porze! Księżyc będzie na mnie zły…”. Te słowa jak na złość nie chciały wypaść Saruhiko z pamięci. O co mu do cholery mogło chodzić?! Pewnie gdyby nie ta ciekawość, policjant już dawno dałby sobie spokój z dziwnym chłopaczkiem i jego gadaniem o księżycu. Coś niewątpliwie go do niego przyciągało. Nie mówiąc już o tym, że nadal był pewien, że gdzieś już słyszał jego nazwisko.
Był dwudziesty trzeci lipca. Pogoda wyjątkowo dopisywała, ukazując środek lata godny małej wysepki, na której pomieściła się ludzkość po wybuchu krateru. Nawet w tak gorące dni Fushimi Saruhiko nie był zwolniony z pełnienia swoich obowiązków w Berle. Akurat tego dnia był wykończony. Czerwony Król wraz z całą bandą smarkaczy z HOMRY sprawiali coraz więcej kłopotów, przez co policjant miał swoje nocne dyżury codziennie, aż do białego rana. Skończyło się na tym, że tego dnia spał niecałą godzinę, dlatego teraz nie miał innego wyjścia jak postawić cały swój poranek na trzech kubkach kawy. Aktualnie siedział przy swoim biurku, dopijając jeden z nich i przeglądając raporty z ostatniego miesiąca. Papierkowa robota… jak on jej nienawidził. Skoro już i tak jeździł na akcje i patrole, po co wcisnęli mu jeszcze szperanie w dokumentach?! Ale cóż, nie mógł nic z tym zrobić. Fushimi, psiocząc pod nosem na organizację Niebieskiego Króla, zaczął segregować raporty i odkładać je na kupki z odpowiednimi miesiącami. Kiedy spinał stosik z marca, poczuł czyjąś obecność za plecami.
- Saruhiko, mam dla ciebie zadanie.
Mężczyzna nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć do kogo należał ten głos. To był Reishi Munakata, Król o niebieskiej mocy, którego to dosłownie przed chwilą policjant mieszał z błotem. Saruhiko niezbyt przejął się tym, że jego szef prawdopodobnie usłyszał każde słowo, jakie padło. On ogólnie nie zaprzątał sobie głowy większością spraw, mając wszystko w głębokim poważaniu.
- Jakie znowu zadanie? Dopiero co wróciłem z patrolu w trzydziestej czwartej dzielnicy. Wiesz dobrze jak tam jest... Ledwo żyję, a ty znowu chcesz mnie gdzieś wkopać?
Saruhiko obrócił się na krześle, patrząc swojemu Królowi prosto w oczy.
- Niestety dobrze wiesz, że brakuje nam ludzi. Poza tym myślę, że akurat ta sprawa przypadnie ci do gustu.
- Ehh… więc o co tym razem chodzi?
- Mamy kłopoty w czternastej dzielnicy. Mieszkańcy skarżą się na ciągłe krzyki i płacz.
Oczy znudzonego policjanta natychmiast się ożywiły. Czternasta?! Przecież to właśnie tam jest HOMRA! Cóż… Reishi zasłużył na przeprosiny, zadanie rzeczywiście brzmiało obiecująco.
- Niech przygotują mi mundur.
Fushimi odłożył dokumenty do szuflady swojego biurka, wstał z krzesła i poszedł prosto do przebieralni, odprowadzany przez triumfujący wzrok Niebieskiego Króla.
Nasz kochany Saru czasami potrafi być taki przewidywalny! Według mnie ta cecha czyni go wyjątkowo uroczym. A Wy co o tym sądzicie?
Czternasta dzielnica nie charakteryzowała się niczym szczególnym. Ot kilka bloków, wybudowanych jeden obok drugiego. Mały sklepik z najpotrzebniejszymi rzeczami oraz ulica z dwuetapowym przejściem dla pieszych. Bloki poustawiano tam w taki sposób, że sąsiedzi mogli zaglądać w okna mieszkańców naprzeciwko. Ścisk był na tyle duży, że ledwo dało się wjechać samochodem w poboczne uliczki. Za to główna jezdnia była szeroka na co najmniej cztery auta, stojące obok siebie, do tego miała jeszcze chodnik dla pieszych. Na pierwszy rzut oka normalna dzielnica, jednak zawierała w sobie jeden jedyny budynek, który nie pasował do reszty otoczenia. Na samym rogu ulicy, w miejscu, gdzie główna droga krzyżowała się z wąskimi przejściami, stał czerwony bar z ogromnym szyldem, na którym ledowe lampki tworzyły napis: „HOMRA”. Miejsce to było inne, odmienne od reszty dzielnicy, przez co przyciągało wielu ludzi. Jednak tak naprawdę nikt poza członkami Ognistego Płomienia nie odwiedzał tego baru. Zbyt wielki strach budził w mieszkańcach Suoh Mikoto, Czerwony Król, wraz ze swoją bandą „przydupasów”. Tak więc HOMRA była pozbawiona niepotrzebnych gapiów. Okazało się, że ludzie są dość mądrzy, żeby odpuścić sobie tanie whisky na rzecz własnego zdrowia, a czasami nawet i życia. Fushimi Saruhiko, który przechadzał się po ulicach czternastej dzielnicy, wydawał się nie pasować do otoczenia jeszcze bardziej niż budzący strach bar na skrzyżowaniu. Jego niebieski mundur zbyt mocno odznaczał się na ceglanych budynkach i na samej HOMRZE. Błękit nie pasował do czerwieni i chociaż mężczyzna doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w tej właśnie chwili cieszył się jak dziecko, że został wysłany akurat w to miejsce.
Choć dotykam ognia świecy, nie wiem co to ból. 
Nie poczuję, choćbyś sypał w rany sól…
Chwila moment, ten śpiew mógł oznaczać tylko jedno… Ale w takim razie, co Yatagarasu robił w takim miejscu jak to!? To nie był jego świat, zwłaszcza, że Fushimi był przekonany, że chłopak nie chciał się oddalać od tamtej alejki, w której to już dwa razy się spotkali. Jednak tym razem rudzielec się nie zjawiał. Policjant czekał i czekał, ale nie wyczuł żadnego śladu jego obecności. Czyżby coś się… stało? A z resztą, nie będzie się gówniarzem przejmował! Potyczka z samym Czerwonym Królem była dla niego o wiele ważniejsza. A przynajmniej w tej chwili.
Saru… ty to jednak jesteś wredny. Kiedy tylko pomyślisz o własnych korzyściach, od razu zapominasz o innych!
Fushimi zdawał sobie sprawę z tego, że powinien mieć ułożony jakiś plan działania. Jakikolwiek. Jednak postanowił nie zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami i po prostu działać spontanicznie. Chciał improwizować, tak jak w większości wykonywanych akcji. Czyż nie mógł sobie wymarzyć lepszej pracy? Praktycznie robił wszystko, na co miał ochotę, bazując jedynie na własnym przeczuciu! No… nie licząc roboty w biurze, oczywiście. Policjant zbliżył się do barowego szyldu z zamiarem podsłuchania co się dzieje w środku. Kiedy tylko znalazł się bezpośrednio pod drzwiami, zaatakował go słodkawy zapach taniego alkoholu. Nawet nie wiedział, co to dokładnie było. I właśnie wtedy Saruhiko usłyszał krzyk. Poczuł dziwne kołatanie w sercu w chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że skądś znał ten głos. W jednej sekundzie jego nogi zrobiły się miękkie jak z waty, chociaż sam nie wiedział czym tak właściwie się przejął. Z najgorszymi obawami podszedł do okna i zajrzał przez nie do wnętrza baru. Okazało się, że to co zobaczył miało go prześladować już do końca życia.
Ojoj, Saru… czyli nawet ciebie potrafi coś zaskoczyć? Jestem w szoku!
Wnętrze baru było spowite półmrokiem. Tylko w niektórych miejscach pozapalano małe, czerwone lampiony, a na ladzie umieszczono cztery grube świece, nie trudząc się nawet czymś takim jak świeczniki. Światło, jakie dawały te rzeczy nie było w stanie oświetlić całego pomieszczenia, ale za to doskonale pokazywało to, co Saruhiko mógł dostrzec od zewnętrznej strony budynku. Yatagarasu. Mały, rudy chłopak o wychudzonej sylwetce, siedział na barowym blacie z przerażeniem w oczach. Był sam, ale na jego nieszczęście, nie na długo. Po jakimś czasie do pomieszczenia weszli Rikio Kamamoto, Tatara Totsuka, Izumo Kusanagi oraz Suoh Mikoto we własnej osobie. Twarz rudzielca obrazowała czysty strach, kiedy patrzył na otaczających go mężczyzn. Zwłaszcza na Czerwonego Króla.
- Byłeś grzeczny, Yatagarasu?
Odezwał się jeden z nich, na co malec skrzywił się i nie odpowiedział.
- Zapomnij, Totsuka, przecież on rozmawia tylko ze swoim „Księżycem”!
Kusanagi ryknął śmiechem, zajmując swoje stałe miejsce za ladą na stanowisku barmana. Mikoto zbliżył się do chłopaka, po czym zgasił papierosa na jego lewej dłoni.  Kiedy rudzielec walczył z cisnącymi się do oczu łzami, Czerwony Król postanowił w końcu się odezwać.
- Rozebrać go.
Fushimi był w szoku, obserwując jak dwójka gówniarzy chwyta tajemniczego chłopaka, który nawet nie raczył temu zaprotestować. Chociaż nie… „raczył” to chyba nie było odpowiednie słowo. O wiele lepiej pasowało „nie ośmielił się”. Tak więc, Yatagarasu nie ośmielił się sprzeciwić, gdy mężczyźni przynieśli z zaplecza kajdany i skuli nimi jego nogi. Chłopak wręcz sprawiał wrażenie, jakby był do tego wszystkiego przyzwyczajony.
- Co to ma być? Tak jak zawsze.
Totsuka i Kamamoto skinęli głowami, po czym dodatkowo przytargali jeszcze jakiś gruby łańcuch, który zaplątali wokół kajdanek i zawiesili na haku pod sufitem. Takim to sposobem Misaki był zmuszony opierać się łokciami o ladę barową, mając całą resztę ciała w górze w dość krępującej pozycji. Policjant dopiero teraz zauważył liczne siniaki i otarcia na ciele chłopaka. Oczywiście od razu zorientował się, co zamierzał zrobić Czerwony Król. Z resztą nie trzeba specjalnie się zastanawiać, żeby na to wpaść. Dlatego, jako osoba zapewniająca bezpieczeństwo, mężczyzna powinien jak najszybciej interweniować, ale… No właśnie: „ale”. Problem tkwił w tym, że cała ta sytuacja cholernie mu się spodobała. Fushimi najzwyczajniej zdążył zbyt mocno się nakręcić i aż szkoda mu było zmarnować taką okazję. Nie owijając w bawełnę – widocznie miał w sobie coś z sadysty. Przygryzając dolną wargę, policjant sięgnął ręką do rozporka w swoich spodniach i powoli go rozpiął. Prawo może zaczekać... Natomiast, po drugiej stronie okna, Mikoto zbliżał się powoli do skrępowanego rudzielca, swoją postawą sprawiając wrażenie, jakby nic mu się nie chciało. Z obojętną miną ścisnął go za pośladki, wsłuchując się w zaskoczony pisk swojej ofiary.
- Chyba zagoiło się od ostatniego razu, prawda?
Twarz Misakiego przeszła przerażeniem, jednak mimo tego posłusznie pokiwał głową. Bał się… Tak bardzo się bał. Czerwony Król nie potrzebował niczego więcej do szczęścia. Nie tracąc czasu na bezsensowne gadanie, uderzył rudzielca prosto w twarz, zostawiają krwawy ślad na jego policzku. Ciało chłopaka skuliło się instynktownie, próbując uniknąć ciosu, jednak jego oprawca okazał się szybszy. Misaki nie wydał z siebie żadnego dźwięku, tak jakby doskonale wiedział, że za to oberwie jeszcze bardziej. Pewnie właśnie dlatego w barze słychać było jedynie szczęk kajdanek oraz donośny śmiech trójki pozostałych mężczyzn, którzy najwidoczniej doskonale się bawili. Mikoto wysilił się na uśmiech, po czym pochylił nad malcem i zaczął drażnić językiem jego sutki. Yatagarasu skrzywił się, czując jak zęby oprawcy zaciskają się na jednym z nich. Zaskomlał z bólu, za co ponownie dostał po twarzy. Wiele razy miał takie momenty w życiu, w których zastanawiał się dlaczego on, dlaczego nie ktoś inny. Chciał uciec od HOMRY jak najdalej, jednak wiedział, że nie może tego zrobić. To jego wybrał Księżyc i dlatego to właśnie on musiał znosić to wszystko.
- Siedź cicho, bo jeszcze ktoś cię usłyszy. Już i tak ludzie się na nas skarżą.
Mruknął Czerwony Król, wracając do wcześniejszego zajęcia. Czemu tak właściwie to robił? Nie miał pojęcia. Po kilku latach przewodzenia HOMRZE stwierdził, że brakowało mu w życiu rozrywki. I być może właśnie to było powodem, dla którego znęcał się teraz nad niewinnym chłopakiem. Za którymś razem Mikoto ugryzł go na tyle mocno, że rudzielcowi ostatkiem sił udało się powstrzymać krzyk. Król westchnął zrezygnowany, po czym wyciągnął bandanę z kieszeni kurtki i wepchnął ją Misakiemu do ust.
- Zajmijcie się nim, już mi się znudził.
Mruknął do dwójki swoich „przydupasów”, którzy na tę wiadomość uśmiechnęli się tak, jakby byli małymi dziećmi, którym matka pozwoliła wziąć ostatnie ciasteczko. Kamamoto oderwał świecę z blatu i podszedł do skrępowanego chłopaka. Nie gubiąc podejrzanego uśmiechu, przechylił ją nad jego piersią, wylewając cały wosk na delikatną skórę. Malec krzyknął z bólu, jednak zostało to skutecznie przytłumione materiałem. Czuł wyraźnie jak pali go każdy centymetr skóry – zarówno tej zdrowej, jak i tej przyozdobionej bliznami oraz otarciami. Natomiast Totsuka został na miejscu, nie zamierzając zbliżać się do Yatagarasu. Jedynym co zrobił, było wyciągnięcie niewielkiej kamery i nagrywanie całego zdarzenia. Mikoto patrzył na to wszystko znudzonym wzrokiem. Tyle już widział, że po jakimś czasie przestały go ruszać takie rzeczy. Powodem, dla którego w ogóle to robił, było oglądanie wykrzywionej bólem twarzy. Już dawno zdążył się zorientować, że jako jedyne sprawiało mu to przyjemność. Za to Fushimi czuł, że zaraz oszaleje. Tak naprawdę nic szczególnego się jeszcze nie wydarzyło, a on już zdążył zrobić się twardy. Cholera… był zupełnie jak jakiś prawiczek podczas swojego pierwszego razu! Zaglądając przez okno, wziął swojego członka w palce i zaczął powoli poruszać ręką. Niemalże jak na zawołanie jego ciało zaczęło współpracować. Saruhiko poczuł przypływ podniecenia, który wywołał przyjemny dreszcz na jego plecach. Ahh, już dawno nie robił tego w tak ekscytujących warunkach! Policjant oparł się o ścianę, wodząc palcami po całej długości swojego członka. Tymczasem po drugiej stronie okna zabawa zaczęła powoli się rozkręcać. Świeca, której wosk oparzył pierś Misakiego, została brutalnie wepchnięta w jego wnętrze. Na zapłakanej twarzyczce chłopaka można było wręcz odczytać jak wielki ból w tej chwili odczuwał. Kamamoto pochylał się nad nim, poruszając świecą w jego wnętrzu. Kompletnie nie przejmował się oporem, jaki stawiało ciało malca. Bez skrupułów wpychał w niego przedmiot, rozdzierając delikatną skórę. Misaki był strasznie spięty, przez co mężczyzna zaczął wyobrażać sobie jak wyrzuca świece i zajmuje jej miejsce, sprawiając chłopakowi jeszcze więcej bólu. Kiedy tak patrzył na jego twarz, sam poczuł przypływ podniecenia. W końcu Kamamoto nie wytrzymał i zostawił świecę w spokoju, zajmując się przyniesionym przez Totsukę biczem. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby złamał zasadę nietykalności rudzielca, sam zająłby jego miejsce na ladzie. Yatagarasu zaczął piszczeć ze strachu, próbując jednocześnie wzbudzić litość swojego oprawcy. Niestety jak zwykle trafił na niewłaściwą osobę. Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie, wymierzając pierwszy cios. Na klatce piersiowej i żebrach rudzielca pojawiły się czerwone pręgi, jednak to mu nie wystarczyło. Uderzenia powtarzały się jeden za drugim, rozdzierając powietrze przerażającym świstem bicza. Chłopak skomlał z bólu, ponieważ tylko tyle mógł teraz zrobić. Kamamoto z okrutnym skupieniem starał się, aby rany na ciele Misakiego wyglądały należycie. Skóra chłopaka porozrywała się od ciągłych uderzeń, brudząc krwią barową ladę. Rudzielec był już na granicy omdlenia i właśnie w chwili, gdy miał sobie pozwolić na tak błogi stan, Czerwony Król zbliżył się do nich, odpychając starszego mężczyznę.
- Już wystarczy, resztę dokończę ja.
Kusanagi zachwiał się niebezpiecznie i chyba tylko łut szczęścia sprawił, że przy swojej masie ciała się nie wywrócił.
- Mikoto, zdążyłem się już nakręcić! Pozwól mi w niego—
- Przypominam ci, że tylko ja mogę go pieprzyć.
Warknął Czerwony Król, na co protestujący mężczyzna natychmiast zamilkł i niechętnie się wycofał. Suoh chwycił za szklankę, po czym nalał sobie bliżej nieokreślonego alkoholu. Popijając, podszedł do skatowanego chłopaka i z wrednym uśmiechem na twarzy wylał na niego to, co mu zostało. Misaki szarpnął się, próbując uciec od bólu, jaki zadał mu trunek w połączeniu z otwartymi ranami. Łzy ciekły mu po brodzie i policzkach, miał wrażenie, że zaraz umrze. Czuł, jak pali go każdy centymetr skóry i w sumie nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Przecież odczuwał ten ból już tyle razy, że jego ciało powinno samo się uodpornić. Mikoto oparł ręce na ladzie po obu stronach bioder chłopaka i schylił się, aby szepnąć mu do ucha.
- Yatagarasu…
W tym właśnie momencie Saruhiko zrozumiał, dlaczego rudzielec tak nienawidził swojego nazwiska.
- Księżyc świeci na niebie. On cały czas na nas patrzył. Dlatego wiesz, co będę musiał ci zrobić, prawda?
Misaki przerażony pokiwał twierdząco głową, czując jak wielki ból sprawiał mu tak drobny gest. Za to Czerwony Król uśmiechnął się zwycięsko i wyjął świecę z jego wnętrza.
- Grzeczny chłopiec.
Wyszeptał, po czym wszedł w chłopaka. Saruhiko czuł jak powoli narastała w nim złość. Mikoto od zawsze robił wszystko, na co miał tylko ochotę, ale tym razem to już była przesada. Chciał wejść do baru i odebrać Yatagarasu z jego brudnych łapsk, ale zwyczajnie nie był w stanie. Przez samo patrzenie na całą sytuację, zdążył się mocno podniecić. Czuł jak błogie gorąco ożywia każdą komórkę w jego ciele. Fale duszności i podniecenia przeszywały go jedna za drugą, doprowadzając policjanta do szaleństwa. Na przemian zwalniał i przyspieszał ruchy ręki. Miał wrażenie, jakby właśnie zstępował do najgłębszych czeluści piekieł. Wolną ręką wtargnął pod koszulę, szczypiąc co jakiś czas swoje sutki. Świadomość, że robił coś, czego absolutnie nie powinien, dodatkowo go nakręcała. W końcu nie wytrzymał i zaczął cicho pojękiwać. Jego ciało pokryła gęsia skórka na samą myśl, że ci gówniarze mogli go usłyszeć. Pragnął tego. Chciał, żeby ktoś go przyłapał. W pewnym momencie pragnął nawet wejść do baru i zastąpić Czerwonego Króla. Chociażby na krótką chwilę… Na moment. Wszystkie te chore pragnienia kotłowały się w głowie Saruhiko, doprowadzając go niemalże do obłędu. Nagle mężczyzna poczuł jak przyjemne ciepło zaczęło zbierać się u dołu jego brzucha. Uśmiechnął się do  siebie, po czym oparł głowę o szybę, gwałtownie przyspieszając. Jeszcze tylko kilka ruchów ręką… Był już tak blisko słodkiego spełnienia.
A ja myślałam, że jestem jedyną osobą z dziwnymi fantazjami. Nieźle Saru… już prawie poczułam konkurencję.
Na całym ciele Misakiego pojawił się pot. Czuł jak Czerwony Król bezwstydnie rozdzierał jego delikatne wnętrze. Nie był na to kompletnie przygotowany, a strach sprawiał, że nie mógł w żaden sposób się rozluźnić. Zarówno ból, jak i pozycja, w której został skuty, dodatkowo potęgowały jego przerażenie.
- Yatagarasu… jesteś tak cholernie ciasny.
Wymruczał Mikoto z satysfakcją przyspieszając swoje ruchy. Uśmiechnął się sadystycznie i zlizał z ran gwałconego chłopaka resztkę alkoholu. Ten pisnął przeraźliwie, próbując uciec od tej tortury. Odwrócił wzrok, kiedy Totsuka podszedł bliżej, chcąc złapać dobre ujęcie.
- Zobacz, Yatagarasu… spójrz tam, do góry… Widzisz? On patrzy. On zawsze patrzy, a razem z nim i ja. Nie zapominaj o tym.
Czerwony Król szeptał do ucha ofiary, jednocześnie pogłębiając swoje pchnięcia, czyniąc je bardziej intensywnymi. Chwycił go obiema rękami za biodra, dociskając jego ciało jeszcze bliżej siebie. Misakiemu coraz bardziej kręciło się w głowie. Przerażony patrzył raz na swojego oprawcę, raz na tarczę księżyca, który zaglądał do baru przez małe okienko w dachu. Za którymś pchnięciem ciało rudzielca nie wytrzymało. Wrażliwa skóra pękła pod wpływem naporu, co sprawiło, że maluch zaczął krwawić. Mikoto głośno się roześmiał, kiedy to poczuł.
- Poczekaj jeszcze trochę, Yatagarasu. Nie wymiękaj mi tak szybko.
Jego głos odrobinę ochrypł, co świadczyło o tym, że było mu wyjątkowo dobrze. Sam nie wiedział dlaczego, w końcu nie był w takim stanie już dawno. Sapnął cicho i splunął chłopakowi w twarz.
- Daj mi chociaż dojść.
Mruknął tak jakby z wyrzutem, przyspieszając swoje ruchy. Misaki ponownie tego wieczoru znalazł się na granicy omdlenia. Już prawie nie odczuwał bólu, jedynie kręciło mu się w głowie. Ach, gdyby udało mu się teraz zasnąć i nigdy więcej nie obudzić! Czerwony Król jednak nie zamierzał mu na to pozwolić. W pewnym momencie wyszedł z chłopaka i wziął swojego członka w palce. Poruszał ręką dość gwałtownie, co sprawiło, że szybko doszedł na jego twarzy i klatce piersiowej. Zarówno jeden, jak i drugi odetchnęli z ulgą. Mikoto ledwo zdążył się pozapinać, kiedy do baru wszedł Saruhiko Fushimi we własnej osobie. Miał lekko zaczerwienione policzki, a w oczach pozostał ślad po mgiełce pożądania. Za to jego płaszcz był w czymś ubrudzony… Czerwony Król roześmiał się na ten widok, jednak policjant nie zamierzał na to reagować. Podszedł do skrępowanego rudzielca, uwolnił go, przerzucił sobie przez ramię i najzwyczajniej w świecie wyszedł, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Skierował się od razu do swojego domu, w którym to starannie wykąpał i opatrzył poranionego chłopaka.
- Już dobrze, Ya— Misaki. Ci ludzie już nigdy nie zrobią ci krzywdy.
Mówiąc to, założył mu jedną ze swoich koszul. Niestety nie miał niczego w mniejszym rozmiarze, więc rękawy były trochę za długie.
- A-ale…
Yatagarasu był wstrząśnięty nagłą zmianą sytuacji. Był przekonany, że podczas ich ostatniego spotkania zraził do siebie policjanta i, że już nigdy więcej go nie zobaczy. A tu taka niespodzianka!
- Pan nie rozumie… On… on już zawsze będzie na mnie patrzył.
- Nie przejmuj się tym. Zamieszkasz ze mną, a tutaj na pewno cię nie znajdzie.
- Nie, proszę pana… On widzi… Zawsze widzi… Księżyc znajdzie mnie wszędzie.
- Znowu ten księżyc? Może powiesz mi w końcu o co z nim chodzi?!
Misaki westchnął cicho, nie wiedząc czy może to zrobić. Jednak bał się, że jeśli ponownie mu odmówi, sytuacja z alejki się powtórzy.
- Księżyc to pan Mikoto.
Saruhiko ostatkiem sił powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Miał na tyle zdrowy rozsądek, żeby się domyśleć, że ta reakcja nie była odpowiednia w tej chwili.
- Mały… on sam ci to powiedział?
Rudzielec tylko skinął głową. Nagle dla policjanta wszystko stało się jasne. Nie widział bowiem prostszego wyjścia, jak wmawianie komuś kłamstw od małego. W ten sposób ofiara się wyuczy i będzie powstrzymywać przed ucieczką. Ale mimo tego mężczyzna nie rozumiał jeszcze wszystkiego. Dlaczego akurat ten chłopak? Dlaczego nie ktoś inny? I, na miłość boską, dlaczego ten cholerny księżyc?!
- A czy wiesz może czemu to Czerwony Król jest tym Księżycem?
- N-nie… Ale wiem, że jestem silnie związany z jego światłem.
Saruhiko kompletnie nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Jakim cudem zwyczajny chłopak był w stanie uwierzyć w bajeczki, które już na pierwszy rzut oka były wyssane prosto z palca? Przecież ludzie na co dzień nie mają z księżycem nic wspólnego….
- Nadal nie rozumiem…
Chłopak spojrzał na niego smutno. Już od samego początku zdał sobie sprawę z tego, że będzie musiał opowiedzieć policjantowi całą prawdę. Kiedy tylko zobaczył go w barze, czuł, że już niedługo odsłoni przed nim każdą swoją tajemnicę.
- Pomógł mi pan, dlatego pokażę panu, jak naprawdę wyglądam.
Policjant już naprawdę zgłupiał, słysząc jak Misaki zmienia temat (a przynajmniej zdawało mu się, że chłopak to zrobił). Jednak nie zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować, ponieważ rudzielec chwycił go za rękę i ignorując ból całego ciała, wyciągnął na dwór, prosto w ciemną noc. Prowadził Fushimiego prawie przez całą wyspę, docierając na miejsce, którego ten spodziewałby się ujrzeć jako ostatnie. Ku jego zaskoczeniu, znaleźli się na cmentarzu!
- Gdzieś tu musi być…
Mruknął rudzielec, chodząc między nagrobkami i ewidentnie czegoś szukając. W końcu zatrzymał się przed jednym z grobów, wskazując gestem ręki wyryty w marmurze napis: „Yatagarasu Misaki, zginął śmiercią tragiczną. Niech jego dusza spoczywa w spokoju”. I właśnie w tym momencie wszystko stało się jasne. Saruhiko przypomniał sobie, że przecież kilka lat temu jeden Yatagarasu był wśród ofiar akcji, którą policjant dowodził! To dlatego miał wrażenie, że skądś znał jego nazwisko! Jednak, mimo wszystko, to nie wyjaśniało wszystkich wątpliwości.
- Zabili mnie jakiś czas temu, jednak z nieznanych przyczyn moja dusza nie chciała opuścić ciała. Zostałem przeklęty i właśnie dlatego teraz…
Misaki przerwał, robiąc krok w stronę mężczyzny, dzięki czemu wyszedł z cienia. Czuł wyraźnie jak szybko w tej chwili biło mu serce. Bał się. Kiedy tylko chłopak wstąpił w światło księżyca, jego skóra zaczęła się zmieniać. Wyschła tak bardzo, że odpadała całymi płatami, ukazując kryjące się pod nią mięśnie i ścięgna. Te jednak zaczęły gnić, roztaczając wokół nieprzyjemny zapach, a i to szybko zniknęło, ukazując same kości. Białe, czyste i bez wątpienia ludzkie kości. Białą śmierć. Rudzielec skrzywił się z bólu, natychmiast cofając rękę do bezpiecznego cienia. Kiedy tylko to zrobił, tkanki niemalże automatycznie się odbudowały.
- Taki teraz jestem… W tamtej alejce bałem się podejść do światła, ponieważ byłem przekonany, że mój wygląd cię obrzydzi. W blasku księżyca to ciało obnaża całą prawdę o mojej osobie. Pan Mikoto powiedział, że właśnie on jest tym Księżycem, przy którym staję się prawdziwym sobą i dlatego nie mogę go opuścić.
Saruhiko był w szoku. Sam musiał przyznać, że gdyby ta cała scena nie odegrała się przed chwilą na jego oczach, w życiu by w to nie uwierzył. Jednak teraz wszystkie fragmenty dziwnej układanki w końcu ułożyły mu się w całość. Już wiedział co zrobić, żeby uchronić chłopaka przed dalszymi torturami. Policjant nawet nie zauważył, kiedy zaczęło mu na nim tak cholernie zależeć. Nie chciał krzywdy rudzielca, dlatego postanowił przemówić mu do rozsądku.
- Misaki… ja… myślę, że Czerwony Król cię oszukał. Wykorzystał twoją klątwę i od małego wpajał ci tę niemożliwą historyjkę tylko po to, żeby mieć cię pod kluczem.
Tym razem to Yatagarasu poczuł się zaskoczony. Nie trwało to jednak długo, ponieważ jego szok szybko zamienił się w czysty strach.
- N-nie! Nie wolno panu tak mówić… Księżyc jest na niebie… Księżyc widzi. Księżyc świeci. Księżyc będzie zły i mnie ukarze…
Młody mówił jak w amoku, dzięki czemu Saruhiko miał idealny dowód na to, że Mikoto zrobił mu dość skuteczne pranie mózgu. Ujął twarz przerażonego chłopaka w obie dłonie, po czym zmusił go, żeby spojrzał mu w oczy.
- Posłuchaj mnie teraz, bo powtórzę to tylko raz. Twojego Księżyca już nie ma. Jego moc wypaliła się w chwili, w której cię od Niego zabrałem. Jesteś teraz wolny, ponieważ bez ciebie zamienił się w proch, rozumiesz?
- W proch…?
- Tak, w proch. A jeśli potrzebujesz jakiegoś „bóstwa”, które będzie patrzeć na ciebie z góry, to pozwól, że ja nim zostanę. Będę twoim nowym Księżycem. Nigdy się nie wypalę, ponieważ nigdy nie zrobię ci krzywdy. W moim blasku będziesz piękny, a nie szkaradny. Bo ja cię właśnie takim widzę.
Te słowa wystarczyły, aby przekonać rudzielca do zmiany swojego „bóstwa”. Wyznanie Fushimiego poruszyło go tak bardzo, że aż popłakał się ze szczęścia. Już nikt go nie skrzywdzi – wiedział to. Przy policjancie był bezpieczny. Wręcz czuł, że na powrót stał się jednym z żywych. Uśmiechnął się na tyle szeroko, na ile pozwalały mu mięśnie twarzy, po czym delikatnie ucałował wargi swojego nowego Księżyca.
- Dobrze, Saru… Zostanę z tobą.
Następnego dnia, po nocy wyznań na cmentarzu, Fushimi udał się prosto do sklepu po deskorolkę dla swojego rudzielca. Po tygodniu mordęgi, znanej popularnie nauką, chłopak jeździł tak, że nikt na wyspie nie był w stanie mu dorównać. Tymczasem Czerwony Król od czasu do czasu pojawiał się na mieście w towarzystwie małej, białowłosej dziewczynki o czerwonych włosach i sukience tego samego koloru. Cóż… widocznie Mikoto miał słabość do dzieci z dziwnymi umiejętnościami… Ale to już zupełnie inna historia.

1 komentarz:

  1. Złapałam internet, więc zgodnie z obietnicą przeczytałam^^ wcale nie zwaliłaś zakończenia, wszystko było super. Popłakałam się ze dwa razy xdd Nawet nie wiem co ci jeszcze napisać, no kurde to Saru i Misaki nooo, wszystko co byś o nich napisała byłoby genialne!! Czekam na więcej:***

    OdpowiedzUsuń