Tytuł: Kości [Proch]
Postacie: Saruhiko Fushimi / Misaki Yatagarasu
Postacie: Saruhiko Fushimi / Misaki Yatagarasu
Anime: [K] Project Status: zakończone
Typ: partówka [2/2] Gatunek: slash / songfic / fantasy / BDSM
Ostrzeżenia: scena seksu / BDSM Ilość słów: 4391
A/N: Pisanie sprawia mi coraz więcej
trudności. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie dać sobie spokoju z tym
blogiem i zwyczajnie go zostawić. Z góry przepraszam wszystkich, który we mnie
wierzyli, jak i tych, którzy nadal we mnie wierzą. Smutno mi, ponieważ chcę
pisać, ale nie wiem jak. Doskonale widać to w tym opowiadaniu. Oczywiście jak
zwykle pod koniec podekscytowałam się jak blisko zakończenia jestem i
spieprzyłam. Przepraszam Was za to.
Od ostatnich wydarzeń minęło parę
miesięcy. Saruhiko z całych sił starał się wyrzucić ze swoich myśli
podejrzanego chłopaka, jednak nie było to takie łatwe, jak na początku przypuszczał.
Przywidzenia, których wcześniej doświadczał, nie zniknęły – nadal wszędzie
dostrzegał ogniste włosy rudzielca, a jego imię wyłapywał z gazet i ulicznych
reklam, nie do końca świadomy tego, że w istocie było na nich napisane coś
zupełnie innego.
No no, nieźle Saru. Jeszcze
trochę, a pomyślę, że się najzwyczajniej w świecie zabujałeś.
Oczywiście zainteresowanie
policjanta wzrosło co najmniej dwukrotnie, ale tym razem do tego uczucia
dołączyło jeszcze jedno – złość. Mężczyzna był zły na Yatagarasu za to, że nie
raczył mu niczego wyjaśnić. I jeszcze ta głupia gadka o deskorolce! Tajemniczy
chłopak zachowywał się jak zwyczajny dzieciak, a mimo wszystko, Fushimi w
takich gówniarzach nie gustował. Jednak było w nim coś takiego, co nie
pozwalało policjantowi skupić się na codziennych obowiązkach i bezczelnie
odganiało jego myśli do ich ostatniego spotkania. Kiedy tylko Saruhiko usłyszał
to schematyczne pytanie o głupią deskę na kółkach, zwyczajnie odwrócił się na
pięcie i odszedł, nie zwracając uwagi na płaczliwe nawoływania Yaty. „Nie,
proszę pana! Proszę mnie nie zostawiać! On… on mnie znowu ukarze, jeśli wrócę
do baru o tej porze! Księżyc będzie na mnie zły…”. Te słowa jak na złość nie
chciały wypaść Saruhiko z pamięci. O co mu do cholery mogło chodzić?! Pewnie
gdyby nie ta ciekawość, policjant już dawno dałby sobie spokój z dziwnym
chłopaczkiem i jego gadaniem o księżycu. Coś niewątpliwie go do niego
przyciągało. Nie mówiąc już o tym, że nadal był pewien, że gdzieś już słyszał
jego nazwisko.
Był dwudziesty trzeci lipca.
Pogoda wyjątkowo dopisywała, ukazując środek lata godny małej wysepki, na
której pomieściła się ludzkość po wybuchu krateru. Nawet w tak gorące dni
Fushimi Saruhiko nie był zwolniony z pełnienia swoich obowiązków w Berle.
Akurat tego dnia był wykończony. Czerwony Król wraz z całą bandą smarkaczy z
HOMRY sprawiali coraz więcej kłopotów, przez co policjant miał swoje nocne
dyżury codziennie, aż do białego rana. Skończyło się na tym, że tego dnia spał
niecałą godzinę, dlatego teraz nie miał innego wyjścia jak postawić cały swój
poranek na trzech kubkach kawy. Aktualnie siedział przy swoim biurku, dopijając
jeden z nich i przeglądając raporty z ostatniego miesiąca. Papierkowa robota…
jak on jej nienawidził. Skoro już i tak jeździł na akcje i patrole, po co
wcisnęli mu jeszcze szperanie w dokumentach?! Ale cóż, nie mógł nic z tym
zrobić. Fushimi, psiocząc pod nosem na organizację Niebieskiego Króla, zaczął
segregować raporty i odkładać je na kupki z odpowiednimi miesiącami. Kiedy
spinał stosik z marca, poczuł czyjąś obecność za plecami.
- Saruhiko, mam dla ciebie
zadanie.
Mężczyzna nie musiał się
odwracać, żeby wiedzieć do kogo należał ten głos. To był Reishi Munakata, Król
o niebieskiej mocy, którego to dosłownie przed chwilą policjant mieszał z
błotem. Saruhiko niezbyt przejął się tym, że jego szef prawdopodobnie usłyszał
każde słowo, jakie padło. On ogólnie nie zaprzątał sobie głowy większością
spraw, mając wszystko w głębokim poważaniu.
- Jakie znowu zadanie? Dopiero co
wróciłem z patrolu w trzydziestej czwartej dzielnicy. Wiesz dobrze jak tam jest...
Ledwo żyję, a ty znowu chcesz mnie gdzieś wkopać?
Saruhiko obrócił się na krześle,
patrząc swojemu Królowi prosto w oczy.
- Niestety dobrze wiesz, że
brakuje nam ludzi. Poza tym myślę, że akurat ta sprawa przypadnie ci do gustu.
- Ehh… więc o co tym razem chodzi?
- Mamy kłopoty w czternastej dzielnicy. Mieszkańcy skarżą się na ciągłe krzyki i płacz.
- Mamy kłopoty w czternastej dzielnicy. Mieszkańcy skarżą się na ciągłe krzyki i płacz.
Oczy znudzonego policjanta natychmiast
się ożywiły. Czternasta?! Przecież to właśnie tam jest HOMRA! Cóż… Reishi zasłużył
na przeprosiny, zadanie rzeczywiście brzmiało obiecująco.
- Niech przygotują mi mundur.
Fushimi odłożył dokumenty do
szuflady swojego biurka, wstał z krzesła i poszedł prosto do przebieralni,
odprowadzany przez triumfujący wzrok Niebieskiego Króla.
Nasz kochany Saru czasami potrafi
być taki przewidywalny! Według mnie ta cecha czyni go wyjątkowo uroczym. A Wy
co o tym sądzicie?
Czternasta dzielnica nie
charakteryzowała się niczym szczególnym. Ot kilka bloków, wybudowanych jeden
obok drugiego. Mały sklepik z najpotrzebniejszymi rzeczami oraz ulica z
dwuetapowym przejściem dla pieszych. Bloki poustawiano tam w taki sposób, że
sąsiedzi mogli zaglądać w okna mieszkańców naprzeciwko. Ścisk był na tyle duży,
że ledwo dało się wjechać samochodem w poboczne uliczki. Za to główna jezdnia
była szeroka na co najmniej cztery auta, stojące obok siebie, do tego miała
jeszcze chodnik dla pieszych. Na pierwszy rzut oka normalna dzielnica, jednak
zawierała w sobie jeden jedyny budynek, który nie pasował do reszty otoczenia.
Na samym rogu ulicy, w miejscu, gdzie główna droga krzyżowała się z wąskimi przejściami,
stał czerwony bar z ogromnym szyldem, na którym ledowe lampki tworzyły napis:
„HOMRA”. Miejsce to było inne, odmienne od reszty dzielnicy, przez co
przyciągało wielu ludzi. Jednak tak naprawdę nikt poza członkami Ognistego
Płomienia nie odwiedzał tego baru. Zbyt wielki strach budził w mieszkańcach
Suoh Mikoto, Czerwony Król, wraz ze swoją bandą „przydupasów”. Tak więc HOMRA
była pozbawiona niepotrzebnych gapiów. Okazało się, że ludzie są dość mądrzy,
żeby odpuścić sobie tanie whisky na rzecz własnego zdrowia, a czasami nawet i
życia. Fushimi Saruhiko, który przechadzał się po ulicach czternastej
dzielnicy, wydawał się nie pasować do otoczenia jeszcze bardziej niż budzący
strach bar na skrzyżowaniu. Jego niebieski mundur zbyt mocno odznaczał się na
ceglanych budynkach i na samej HOMRZE. Błękit nie pasował do czerwieni i
chociaż mężczyzna doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w tej właśnie chwili
cieszył się jak dziecko, że został wysłany akurat w to miejsce.
Choć dotykam ognia świecy, nie wiem co to ból.
Nie poczuję, choćbyś sypał w rany sól…
Chwila moment, ten śpiew mógł
oznaczać tylko jedno… Ale w takim razie, co Yatagarasu robił w takim miejscu
jak to!? To nie był jego świat, zwłaszcza, że Fushimi był przekonany, że chłopak
nie chciał się oddalać od tamtej alejki, w której to już dwa razy się spotkali.
Jednak tym razem rudzielec się nie zjawiał. Policjant czekał i czekał, ale nie
wyczuł żadnego śladu jego obecności. Czyżby coś się… stało? A z resztą, nie
będzie się gówniarzem przejmował! Potyczka z samym Czerwonym Królem była dla
niego o wiele ważniejsza. A przynajmniej w tej chwili.
Saru… ty to jednak jesteś wredny.
Kiedy tylko pomyślisz o własnych korzyściach, od razu zapominasz o innych!
Fushimi zdawał sobie sprawę z
tego, że powinien mieć ułożony jakiś plan działania. Jakikolwiek. Jednak
postanowił nie zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami i po prostu działać
spontanicznie. Chciał improwizować, tak jak w większości wykonywanych akcji.
Czyż nie mógł sobie wymarzyć lepszej pracy? Praktycznie robił wszystko, na co
miał ochotę, bazując jedynie na własnym przeczuciu! No… nie licząc roboty w
biurze, oczywiście. Policjant zbliżył się do barowego szyldu z zamiarem
podsłuchania co się dzieje w środku. Kiedy tylko znalazł się bezpośrednio pod
drzwiami, zaatakował go słodkawy zapach taniego alkoholu. Nawet nie wiedział,
co to dokładnie było. I właśnie wtedy Saruhiko usłyszał krzyk. Poczuł dziwne
kołatanie w sercu w chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że skądś znał ten
głos. W jednej sekundzie jego nogi zrobiły się miękkie jak z waty, chociaż sam
nie wiedział czym tak właściwie się przejął. Z najgorszymi obawami podszedł do
okna i zajrzał przez nie do wnętrza baru. Okazało się, że to co zobaczył miało
go prześladować już do końca życia.
Ojoj, Saru… czyli nawet ciebie
potrafi coś zaskoczyć? Jestem w szoku!
Wnętrze baru było spowite
półmrokiem. Tylko w niektórych miejscach pozapalano małe, czerwone lampiony, a
na ladzie umieszczono cztery grube świece, nie trudząc się nawet czymś takim
jak świeczniki. Światło, jakie dawały te rzeczy nie było w stanie oświetlić
całego pomieszczenia, ale za to doskonale pokazywało to, co Saruhiko mógł
dostrzec od zewnętrznej strony budynku. Yatagarasu. Mały, rudy chłopak o
wychudzonej sylwetce, siedział na barowym blacie z przerażeniem w oczach. Był
sam, ale na jego nieszczęście, nie na długo. Po jakimś czasie do pomieszczenia
weszli Rikio Kamamoto, Tatara Totsuka, Izumo Kusanagi oraz Suoh Mikoto we własnej osobie.
Twarz rudzielca obrazowała czysty strach, kiedy patrzył na otaczających go
mężczyzn. Zwłaszcza na Czerwonego Króla.
- Byłeś grzeczny, Yatagarasu?
Odezwał się jeden z nich, na co
malec skrzywił się i nie odpowiedział.
- Zapomnij, Totsuka, przecież on
rozmawia tylko ze swoim „Księżycem”!
Kusanagi ryknął śmiechem, zajmując
swoje stałe miejsce za ladą na stanowisku barmana. Mikoto zbliżył się do chłopaka,
po czym zgasił papierosa na jego lewej dłoni.
Kiedy rudzielec walczył z cisnącymi się do oczu łzami, Czerwony Król postanowił
w końcu się odezwać.
- Rozebrać go.
Fushimi był w szoku, obserwując
jak dwójka gówniarzy chwyta tajemniczego chłopaka, który nawet nie raczył temu
zaprotestować. Chociaż nie… „raczył” to chyba nie było odpowiednie słowo. O
wiele lepiej pasowało „nie ośmielił się”. Tak więc, Yatagarasu nie ośmielił się
sprzeciwić, gdy mężczyźni przynieśli z zaplecza kajdany i skuli nimi jego nogi.
Chłopak wręcz sprawiał wrażenie, jakby był do tego wszystkiego przyzwyczajony.
- Co to ma być? Tak jak zawsze.
Totsuka i Kamamoto skinęli
głowami, po czym dodatkowo przytargali jeszcze jakiś gruby łańcuch, który
zaplątali wokół kajdanek i zawiesili na haku pod sufitem. Takim to sposobem
Misaki był zmuszony opierać się łokciami o ladę barową, mając całą resztę ciała
w górze w dość krępującej pozycji. Policjant dopiero teraz zauważył liczne
siniaki i otarcia na ciele chłopaka. Oczywiście od razu zorientował się, co
zamierzał zrobić Czerwony Król. Z resztą nie trzeba specjalnie się zastanawiać,
żeby na to wpaść. Dlatego, jako osoba zapewniająca bezpieczeństwo, mężczyzna powinien
jak najszybciej interweniować, ale… No właśnie: „ale”. Problem tkwił w tym, że
cała ta sytuacja cholernie mu się spodobała. Fushimi najzwyczajniej zdążył zbyt
mocno się nakręcić i aż szkoda mu było zmarnować taką okazję. Nie owijając w
bawełnę – widocznie miał w sobie coś z sadysty. Przygryzając dolną wargę,
policjant sięgnął ręką do rozporka w swoich spodniach i powoli go rozpiął.
Prawo może zaczekać... Natomiast, po drugiej stronie okna, Mikoto zbliżał się
powoli do skrępowanego rudzielca, swoją postawą sprawiając wrażenie, jakby nic
mu się nie chciało. Z obojętną miną ścisnął go za pośladki, wsłuchując się w
zaskoczony pisk swojej ofiary.
- Chyba zagoiło się od ostatniego
razu, prawda?
Twarz Misakiego przeszła
przerażeniem, jednak mimo tego posłusznie pokiwał głową. Bał się… Tak bardzo
się bał. Czerwony Król nie potrzebował niczego więcej do szczęścia. Nie tracąc
czasu na bezsensowne gadanie, uderzył rudzielca prosto w twarz, zostawiają
krwawy ślad na jego policzku. Ciało chłopaka skuliło się instynktownie,
próbując uniknąć ciosu, jednak jego oprawca okazał się szybszy. Misaki nie
wydał z siebie żadnego dźwięku, tak jakby doskonale wiedział, że za to oberwie
jeszcze bardziej. Pewnie właśnie dlatego w barze słychać było jedynie szczęk kajdanek
oraz donośny śmiech trójki pozostałych mężczyzn, którzy najwidoczniej doskonale
się bawili. Mikoto wysilił się na uśmiech, po czym pochylił nad malcem i zaczął
drażnić językiem jego sutki. Yatagarasu skrzywił się, czując jak zęby oprawcy
zaciskają się na jednym z nich. Zaskomlał z bólu, za co ponownie dostał po
twarzy. Wiele razy miał takie momenty w życiu, w których zastanawiał się
dlaczego on, dlaczego nie ktoś inny. Chciał uciec od HOMRY jak najdalej, jednak
wiedział, że nie może tego zrobić. To jego wybrał Księżyc i dlatego to właśnie
on musiał znosić to wszystko.
- Siedź cicho, bo jeszcze ktoś
cię usłyszy. Już i tak ludzie się na nas skarżą.
Mruknął Czerwony Król, wracając
do wcześniejszego zajęcia. Czemu tak właściwie to robił? Nie miał pojęcia. Po
kilku latach przewodzenia HOMRZE stwierdził, że brakowało mu w życiu rozrywki.
I być może właśnie to było powodem, dla którego znęcał się teraz nad niewinnym
chłopakiem. Za którymś razem Mikoto ugryzł go na tyle mocno, że rudzielcowi
ostatkiem sił udało się powstrzymać krzyk. Król westchnął zrezygnowany, po czym
wyciągnął bandanę z kieszeni kurtki i wepchnął ją Misakiemu do ust.
- Zajmijcie się nim, już mi się
znudził.
Mruknął do dwójki swoich
„przydupasów”, którzy na tę wiadomość uśmiechnęli się tak, jakby byli małymi
dziećmi, którym matka pozwoliła wziąć ostatnie ciasteczko. Kamamoto oderwał
świecę z blatu i podszedł do skrępowanego chłopaka. Nie gubiąc podejrzanego
uśmiechu, przechylił ją nad jego piersią, wylewając cały wosk na delikatną
skórę. Malec krzyknął z bólu, jednak zostało to skutecznie przytłumione
materiałem. Czuł wyraźnie jak pali go każdy centymetr skóry – zarówno tej
zdrowej, jak i tej przyozdobionej bliznami oraz otarciami. Natomiast Totsuka
został na miejscu, nie zamierzając zbliżać się do Yatagarasu. Jedynym co
zrobił, było wyciągnięcie niewielkiej kamery i nagrywanie całego zdarzenia.
Mikoto patrzył na to wszystko znudzonym wzrokiem. Tyle już widział, że po
jakimś czasie przestały go ruszać takie rzeczy. Powodem, dla którego w ogóle to
robił, było oglądanie wykrzywionej bólem twarzy. Już dawno zdążył się
zorientować, że jako jedyne sprawiało mu to przyjemność. Za to Fushimi czuł, że
zaraz oszaleje. Tak naprawdę nic szczególnego się jeszcze nie wydarzyło, a on
już zdążył zrobić się twardy. Cholera… był zupełnie jak jakiś prawiczek podczas
swojego pierwszego razu! Zaglądając przez okno, wziął swojego członka w palce i
zaczął powoli poruszać ręką. Niemalże jak na zawołanie jego ciało zaczęło
współpracować. Saruhiko poczuł przypływ podniecenia, który wywołał przyjemny
dreszcz na jego plecach. Ahh, już dawno nie robił tego w tak ekscytujących
warunkach! Policjant oparł się o ścianę, wodząc palcami po całej długości
swojego członka. Tymczasem po drugiej stronie okna zabawa zaczęła powoli się
rozkręcać. Świeca, której wosk oparzył pierś Misakiego, została brutalnie
wepchnięta w jego wnętrze. Na zapłakanej twarzyczce chłopaka można było wręcz
odczytać jak wielki ból w tej chwili odczuwał. Kamamoto pochylał się nad nim,
poruszając świecą w jego wnętrzu. Kompletnie nie przejmował się oporem, jaki
stawiało ciało malca. Bez skrupułów wpychał w niego przedmiot, rozdzierając
delikatną skórę. Misaki był strasznie spięty, przez co mężczyzna zaczął
wyobrażać sobie jak wyrzuca świece i zajmuje jej miejsce, sprawiając chłopakowi
jeszcze więcej bólu. Kiedy tak patrzył na jego twarz, sam poczuł przypływ
podniecenia. W końcu Kamamoto nie wytrzymał i zostawił świecę w spokoju, zajmując
się przyniesionym przez Totsukę biczem. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby
złamał zasadę nietykalności rudzielca, sam zająłby jego miejsce na ladzie.
Yatagarasu zaczął piszczeć ze strachu, próbując jednocześnie wzbudzić litość
swojego oprawcy. Niestety jak zwykle trafił na niewłaściwą osobę. Mężczyzna
uśmiechnął się okrutnie, wymierzając pierwszy cios. Na klatce piersiowej i
żebrach rudzielca pojawiły się czerwone pręgi, jednak to mu nie wystarczyło.
Uderzenia powtarzały się jeden za drugim, rozdzierając powietrze przerażającym
świstem bicza. Chłopak skomlał z bólu, ponieważ tylko tyle mógł teraz zrobić.
Kamamoto z okrutnym skupieniem starał się, aby rany na ciele Misakiego wyglądały
należycie. Skóra chłopaka porozrywała się od ciągłych uderzeń, brudząc krwią
barową ladę. Rudzielec był już na granicy omdlenia i właśnie w chwili, gdy miał
sobie pozwolić na tak błogi stan, Czerwony Król zbliżył się do nich, odpychając
starszego mężczyznę.
- Już wystarczy, resztę dokończę
ja.
Kusanagi zachwiał się
niebezpiecznie i chyba tylko łut szczęścia sprawił, że przy swojej masie ciała się
nie wywrócił.
- Mikoto, zdążyłem się już
nakręcić! Pozwól mi w niego—
- Przypominam ci, że tylko ja mogę
go pieprzyć.
Warknął Czerwony Król, na co
protestujący mężczyzna natychmiast zamilkł i niechętnie się wycofał. Suoh
chwycił za szklankę, po czym nalał sobie bliżej nieokreślonego alkoholu.
Popijając, podszedł do skatowanego chłopaka i z wrednym uśmiechem na twarzy wylał
na niego to, co mu zostało. Misaki szarpnął się, próbując uciec od bólu, jaki
zadał mu trunek w połączeniu z otwartymi ranami. Łzy ciekły mu po brodzie i
policzkach, miał wrażenie, że zaraz umrze. Czuł, jak pali go każdy centymetr
skóry i w sumie nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Przecież odczuwał ten ból
już tyle razy, że jego ciało powinno samo się uodpornić. Mikoto oparł ręce na
ladzie po obu stronach bioder chłopaka i schylił się, aby szepnąć mu do ucha.
- Yatagarasu…
W tym właśnie momencie Saruhiko
zrozumiał, dlaczego rudzielec tak nienawidził swojego nazwiska.
- Księżyc świeci na niebie. On
cały czas na nas patrzył. Dlatego wiesz, co będę musiał ci zrobić, prawda?
Misaki przerażony pokiwał twierdząco
głową, czując jak wielki ból sprawiał mu tak drobny gest. Za to Czerwony Król
uśmiechnął się zwycięsko i wyjął świecę z jego wnętrza.
- Grzeczny chłopiec.
Wyszeptał, po czym wszedł w
chłopaka. Saruhiko czuł jak powoli narastała w nim złość. Mikoto od zawsze
robił wszystko, na co miał tylko ochotę, ale tym razem to już była przesada.
Chciał wejść do baru i odebrać Yatagarasu z jego brudnych łapsk, ale zwyczajnie
nie był w stanie. Przez samo patrzenie na całą sytuację, zdążył się mocno
podniecić. Czuł jak błogie gorąco ożywia każdą komórkę w jego ciele. Fale
duszności i podniecenia przeszywały go jedna za drugą, doprowadzając policjanta
do szaleństwa. Na przemian zwalniał i przyspieszał ruchy ręki. Miał wrażenie,
jakby właśnie zstępował do najgłębszych czeluści piekieł. Wolną ręką wtargnął
pod koszulę, szczypiąc co jakiś czas swoje sutki. Świadomość, że robił coś,
czego absolutnie nie powinien, dodatkowo go nakręcała. W końcu nie wytrzymał i
zaczął cicho pojękiwać. Jego ciało pokryła gęsia skórka na samą myśl, że ci
gówniarze mogli go usłyszeć. Pragnął tego. Chciał, żeby ktoś go przyłapał. W
pewnym momencie pragnął nawet wejść do baru i zastąpić Czerwonego Króla.
Chociażby na krótką chwilę… Na moment. Wszystkie te chore pragnienia kotłowały
się w głowie Saruhiko, doprowadzając go niemalże do obłędu. Nagle mężczyzna
poczuł jak przyjemne ciepło zaczęło zbierać się u dołu jego brzucha. Uśmiechnął
się do siebie, po czym oparł głowę o
szybę, gwałtownie przyspieszając. Jeszcze tylko kilka ruchów ręką… Był już tak
blisko słodkiego spełnienia.
A ja myślałam, że jestem jedyną
osobą z dziwnymi fantazjami. Nieźle Saru… już prawie poczułam konkurencję.
Na całym ciele Misakiego pojawił
się pot. Czuł jak Czerwony Król bezwstydnie rozdzierał jego delikatne wnętrze.
Nie był na to kompletnie przygotowany, a strach sprawiał, że nie mógł w żaden
sposób się rozluźnić. Zarówno ból, jak i pozycja, w której został skuty,
dodatkowo potęgowały jego przerażenie.
- Yatagarasu… jesteś tak
cholernie ciasny.
Wymruczał Mikoto z satysfakcją
przyspieszając swoje ruchy. Uśmiechnął się sadystycznie i zlizał z ran
gwałconego chłopaka resztkę alkoholu. Ten pisnął przeraźliwie, próbując uciec
od tej tortury. Odwrócił wzrok, kiedy Totsuka podszedł bliżej, chcąc złapać
dobre ujęcie.
- Zobacz, Yatagarasu… spójrz tam,
do góry… Widzisz? On patrzy. On zawsze patrzy, a razem z nim i ja. Nie
zapominaj o tym.
Czerwony Król szeptał do ucha
ofiary, jednocześnie pogłębiając swoje pchnięcia, czyniąc je bardziej
intensywnymi. Chwycił go obiema rękami za biodra, dociskając jego ciało jeszcze
bliżej siebie. Misakiemu coraz bardziej kręciło się w głowie. Przerażony
patrzył raz na swojego oprawcę, raz na tarczę księżyca, który zaglądał do baru
przez małe okienko w dachu. Za którymś pchnięciem ciało rudzielca nie
wytrzymało. Wrażliwa skóra pękła pod wpływem naporu, co sprawiło, że maluch
zaczął krwawić. Mikoto głośno się roześmiał, kiedy to poczuł.
- Poczekaj jeszcze trochę,
Yatagarasu. Nie wymiękaj mi tak szybko.
Jego głos odrobinę ochrypł, co
świadczyło o tym, że było mu wyjątkowo dobrze. Sam nie wiedział dlaczego, w
końcu nie był w takim stanie już dawno. Sapnął cicho i splunął chłopakowi w
twarz.
- Daj mi chociaż dojść.
Mruknął tak jakby z wyrzutem,
przyspieszając swoje ruchy. Misaki ponownie tego wieczoru znalazł się na
granicy omdlenia. Już prawie nie odczuwał bólu, jedynie kręciło mu się w
głowie. Ach, gdyby udało mu się teraz zasnąć i nigdy więcej nie obudzić!
Czerwony Król jednak nie zamierzał mu na to pozwolić. W pewnym momencie wyszedł
z chłopaka i wziął swojego członka w palce. Poruszał ręką dość gwałtownie, co
sprawiło, że szybko doszedł na jego twarzy i klatce piersiowej. Zarówno jeden,
jak i drugi odetchnęli z ulgą. Mikoto ledwo zdążył się pozapinać, kiedy do baru
wszedł Saruhiko Fushimi we własnej osobie. Miał lekko zaczerwienione policzki,
a w oczach pozostał ślad po mgiełce pożądania. Za to jego płaszcz był w czymś
ubrudzony… Czerwony Król roześmiał się na ten widok, jednak policjant nie
zamierzał na to reagować. Podszedł do skrępowanego rudzielca, uwolnił go,
przerzucił sobie przez ramię i najzwyczajniej w świecie wyszedł, nie
zaszczycając nikogo spojrzeniem. Skierował się od razu do swojego domu, w
którym to starannie wykąpał i opatrzył poranionego chłopaka.
- Już dobrze, Ya— Misaki. Ci
ludzie już nigdy nie zrobią ci krzywdy.
Mówiąc to, założył mu jedną ze
swoich koszul. Niestety nie miał niczego w mniejszym rozmiarze, więc rękawy
były trochę za długie.
- A-ale…
Yatagarasu był wstrząśnięty nagłą
zmianą sytuacji. Był przekonany, że podczas ich ostatniego spotkania zraził do
siebie policjanta i, że już nigdy więcej go nie zobaczy. A tu taka
niespodzianka!
- Pan nie rozumie… On… on już
zawsze będzie na mnie patrzył.
- Nie przejmuj się tym.
Zamieszkasz ze mną, a tutaj na pewno cię nie znajdzie.
- Nie, proszę pana… On widzi…
Zawsze widzi… Księżyc znajdzie mnie wszędzie.
- Znowu ten księżyc? Może powiesz
mi w końcu o co z nim chodzi?!
Misaki westchnął cicho, nie
wiedząc czy może to zrobić. Jednak bał się, że jeśli ponownie mu odmówi,
sytuacja z alejki się powtórzy.
- Księżyc to pan Mikoto.
Saruhiko ostatkiem sił
powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Miał na tyle zdrowy rozsądek, żeby
się domyśleć, że ta reakcja nie była odpowiednia w tej chwili.
- Mały… on sam ci to powiedział?
Rudzielec tylko skinął głową.
Nagle dla policjanta wszystko stało się jasne. Nie widział bowiem prostszego
wyjścia, jak wmawianie komuś kłamstw od małego. W ten sposób ofiara się wyuczy
i będzie powstrzymywać przed ucieczką. Ale mimo tego mężczyzna nie rozumiał
jeszcze wszystkiego. Dlaczego akurat ten chłopak? Dlaczego nie ktoś inny? I, na
miłość boską, dlaczego ten cholerny księżyc?!
- A czy wiesz może czemu to
Czerwony Król jest tym Księżycem?
- N-nie… Ale wiem, że jestem
silnie związany z jego światłem.
Saruhiko kompletnie nie wiedział,
co o tym wszystkim myśleć. Jakim cudem zwyczajny chłopak był w stanie uwierzyć
w bajeczki, które już na pierwszy rzut oka były wyssane prosto z palca?
Przecież ludzie na co dzień nie mają z księżycem nic wspólnego….
- Nadal nie rozumiem…
Chłopak spojrzał na niego smutno.
Już od samego początku zdał sobie sprawę z tego, że będzie musiał opowiedzieć
policjantowi całą prawdę. Kiedy tylko zobaczył go w barze, czuł, że już
niedługo odsłoni przed nim każdą swoją tajemnicę.
- Pomógł mi pan, dlatego pokażę
panu, jak naprawdę wyglądam.
Policjant już naprawdę zgłupiał,
słysząc jak Misaki zmienia temat (a przynajmniej zdawało mu się, że chłopak to zrobił).
Jednak nie zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować, ponieważ rudzielec chwycił
go za rękę i ignorując ból całego ciała, wyciągnął na dwór, prosto w ciemną
noc. Prowadził Fushimiego prawie przez całą wyspę, docierając na miejsce,
którego ten spodziewałby się ujrzeć jako ostatnie. Ku jego zaskoczeniu,
znaleźli się na cmentarzu!
- Gdzieś tu musi być…
Mruknął rudzielec, chodząc między
nagrobkami i ewidentnie czegoś szukając. W końcu zatrzymał się przed jednym z
grobów, wskazując gestem ręki wyryty w marmurze napis: „Yatagarasu Misaki,
zginął śmiercią tragiczną. Niech jego dusza spoczywa w spokoju”. I właśnie w
tym momencie wszystko stało się jasne. Saruhiko przypomniał sobie, że przecież kilka
lat temu jeden Yatagarasu był wśród ofiar akcji, którą policjant dowodził! To
dlatego miał wrażenie, że skądś znał jego nazwisko! Jednak, mimo wszystko, to
nie wyjaśniało wszystkich wątpliwości.
- Zabili mnie jakiś czas temu,
jednak z nieznanych przyczyn moja dusza nie chciała opuścić ciała. Zostałem
przeklęty i właśnie dlatego teraz…
Misaki przerwał, robiąc krok w
stronę mężczyzny, dzięki czemu wyszedł z cienia. Czuł wyraźnie jak szybko w tej
chwili biło mu serce. Bał się. Kiedy tylko chłopak wstąpił w światło księżyca,
jego skóra zaczęła się zmieniać. Wyschła tak bardzo, że odpadała całymi
płatami, ukazując kryjące się pod nią mięśnie i ścięgna. Te jednak zaczęły
gnić, roztaczając wokół nieprzyjemny zapach, a i to szybko zniknęło, ukazując
same kości. Białe, czyste i bez wątpienia ludzkie kości. Białą śmierć. Rudzielec
skrzywił się z bólu, natychmiast cofając rękę do bezpiecznego cienia. Kiedy
tylko to zrobił, tkanki niemalże automatycznie się odbudowały.
- Taki teraz jestem… W tamtej
alejce bałem się podejść do światła, ponieważ byłem przekonany, że mój wygląd
cię obrzydzi. W blasku księżyca to ciało obnaża całą prawdę o mojej osobie. Pan
Mikoto powiedział, że właśnie on jest tym Księżycem, przy którym staję się
prawdziwym sobą i dlatego nie mogę go opuścić.
Saruhiko był w szoku. Sam musiał
przyznać, że gdyby ta cała scena nie odegrała się przed chwilą na jego oczach,
w życiu by w to nie uwierzył. Jednak teraz wszystkie fragmenty dziwnej
układanki w końcu ułożyły mu się w całość. Już wiedział co zrobić, żeby
uchronić chłopaka przed dalszymi torturami. Policjant nawet nie zauważył, kiedy
zaczęło mu na nim tak cholernie zależeć. Nie chciał krzywdy rudzielca, dlatego
postanowił przemówić mu do rozsądku.
- Misaki… ja… myślę, że Czerwony
Król cię oszukał. Wykorzystał twoją klątwę i od małego wpajał ci tę niemożliwą
historyjkę tylko po to, żeby mieć cię pod kluczem.
Tym razem to Yatagarasu poczuł
się zaskoczony. Nie trwało to jednak długo, ponieważ jego szok szybko zamienił
się w czysty strach.
- N-nie! Nie wolno panu tak
mówić… Księżyc jest na niebie… Księżyc widzi. Księżyc świeci. Księżyc będzie
zły i mnie ukarze…
Młody mówił jak w amoku, dzięki
czemu Saruhiko miał idealny dowód na to, że Mikoto zrobił mu dość skuteczne
pranie mózgu. Ujął twarz przerażonego chłopaka w obie dłonie, po czym zmusił
go, żeby spojrzał mu w oczy.
- Posłuchaj mnie teraz, bo
powtórzę to tylko raz. Twojego Księżyca już nie ma. Jego moc wypaliła się w
chwili, w której cię od Niego zabrałem. Jesteś teraz wolny, ponieważ bez ciebie
zamienił się w proch, rozumiesz?
- W proch…?
- Tak, w proch. A jeśli
potrzebujesz jakiegoś „bóstwa”, które będzie patrzeć na ciebie z góry, to
pozwól, że ja nim zostanę. Będę twoim nowym Księżycem. Nigdy się nie wypalę,
ponieważ nigdy nie zrobię ci krzywdy. W moim blasku będziesz piękny, a nie
szkaradny. Bo ja cię właśnie takim widzę.
Te słowa wystarczyły, aby
przekonać rudzielca do zmiany swojego „bóstwa”. Wyznanie Fushimiego poruszyło
go tak bardzo, że aż popłakał się ze szczęścia. Już nikt go nie skrzywdzi –
wiedział to. Przy policjancie był bezpieczny. Wręcz czuł, że na powrót stał się
jednym z żywych. Uśmiechnął się na tyle szeroko, na ile pozwalały mu mięśnie
twarzy, po czym delikatnie ucałował wargi swojego nowego Księżyca.
- Dobrze, Saru… Zostanę z tobą.
Następnego dnia, po nocy wyznań
na cmentarzu, Fushimi udał się prosto do sklepu po deskorolkę dla swojego
rudzielca. Po tygodniu mordęgi, znanej popularnie nauką, chłopak jeździł tak,
że nikt na wyspie nie był w stanie mu dorównać. Tymczasem Czerwony Król od
czasu do czasu pojawiał się na mieście w towarzystwie małej, białowłosej
dziewczynki o czerwonych włosach i sukience tego samego koloru. Cóż… widocznie
Mikoto miał słabość do dzieci z dziwnymi umiejętnościami… Ale to już zupełnie
inna historia.
Złapałam internet, więc zgodnie z obietnicą przeczytałam^^ wcale nie zwaliłaś zakończenia, wszystko było super. Popłakałam się ze dwa razy xdd Nawet nie wiem co ci jeszcze napisać, no kurde to Saru i Misaki nooo, wszystko co byś o nich napisała byłoby genialne!! Czekam na więcej:***
OdpowiedzUsuń